Temat już zamknąłem dawno temu, jednakże wczorajsze wydarzenia skłoniły mnie do skrobnięcia kilku zdań na temat lincza, którego byłem właścicielem i sprzedałem go, jak się okazało, najmniej odpowiedniej osobie, czego ogromnie żałuję oraz której posty przy tej okazji na moją prośbę zostały skasowane z tego tematu, żeby go nie zaśmiecać.
Jednak od początku.
Ostatnio walczyliśmy z szybami u Hatka w lincolnie i jakoś stało się tak, że jeden mechanizm odmówił posłuszeństwa,więc nie myśląc długo, zacząłem szukać części i natrafiłem na typa z sochaczewa, który miał sporo gratów od lincolna. Po kilku telefonach wybraliśmy się wczoraj z Hatkiem po odbiór części. Po przyjeździe zza samochodu wyłonił się postawny sprzedawca, który po krótkiej rozmowie otworzył drzwi dostawczaka, którego paka ujawniła naszym oczom front, błotniki, drzwi i kilka innych części. Jednak ku mojemu zdziwieniu części takie, jak błotnik i drzwi miały charakterystyczny element na sobie, czyli tzw lustra i w tym momencie moja mina z deka zrzedła, ale w wewnętrznym zaprzeczeniu, że to niemożliwe moim oczom ujawniła się klapa, która leżała na początku paki i wiedziałem, że po niej poznam czy to mój lincz, bo miała charakterystyczną vlepkę USA. Wgramoliłem się na pakę samochodu przełażąc między częściami zobaczyłem rzeczoną vlepkę i w tym momencie padło soczyste "K_URW_A MAĆ TO MÓJ SAMOCHÓD" i załamka, bo się okazało, że mój lincz leży w częściach. Po rozmowie z nowym nabywcą okazało się, że podłoga, rama (została ona pocięta i wyjechało z niej 20 cm) oraz napęd i chyba część zawieszenia zostały wykorzystane, aby położyć na nich budę od warszawy. Środek i części blacharskie, o których pisałem wcześniej są na sprzedaż, a cała karoseria została pocięta na żyletki.
Wiem i zdaję sobie z tego sprawę, że lincz to żaden zabytek i cholera wie, jak kozacka fura i nie ma co się nad nim tak spuszczać, ale jednak ten egzemplarz mimo wszystko, jeden z lepszych jakie widziałem w polsce, nie zasłużył na taki los, jaki go spotkał i pluję sobie w brodę, że sprzedałem go użytkownikowi dj_wojtecki, czy jak on się tam zwie. Możecie zapytać, o ch_uj mi chodzi przecież to był jego samochód i mógł zrobić z nim co chciał, ale gdyby nie jego farmazony, które opowiadał, jakiego lolka nie zrobi z hydro, później z powietrzem, a później rozwodził się, jaki on zajebisty i zostawi w oryginale, to by tego samochodu nie dostał w swoje żałosne ręce. I zamiast dać znać, jak się z nim umawiałem, jak będzie się go pozbywał, to sprzedał go na żyletki jako dawcę i to za cenę o wiele niższą niż go wystawił, nie odzywając się nawet na forum, czy może chce go ktoś uratować.
Kończąc mój wywód, w którym chętnie zawarł bym kilka zjebów na niego, ale wiem, że za wielkiego sensu one nie mają, wstawiam zdjęcia, jak lincz wyglądał i jak skończył i tym razem definitywnie można zamknąć temat, bo samochód nie istnieje.
Pozdro